Po uwolnieniu długo biegłam przed siebie, nie patrząc dokąd. Przeszkadzał mi ciągnący się sznurek i pętla utrudniająca oddychanie. Znalazłam się w nieznanej mi okolicy. Wpełzłam pod drewniany domek i nie wychodziłam stamtąd do dziś. Jednak głód jest silniejszy od strachu. Ostrożnie wyszłam z ukrycia, wskoczyłam na murek i rozejrzałam się po okolicy. Na sąsiedniej działce zobaczyłam kilka kotów, które dokarmiał miły Brodacz. Pobiegłam do niego w nadziei zaspokojenia łaknienia. Ku wielkiej radości mężczyzna natychmiast podał mi sporą porcję konserwy na osobnym talerzyku. Nie musiałam więc walczyć o dostęp do miski. Zjadłam smakowitą karmę szybko i zachłannie, obserwując kątem oka, co dzieje się wokół. Brodacz stał spokojnie z boku a koty łasiły się mu do nóg. Głaskał je po kolei i przemawiał do nich jak do starych znajomych. Po chwili podszedł do mnie i zdjął mi sznurek z szyi. Poczułam się znów wolna, przeskoczyłam przez siatkę i wróciłam do swojej kryjówki w ziemiance pod altanką.